¯yæ w przyja¼ni z Bogiem
to najlepsza gwarancja wolno¶ci.
Wa¿nym punktem programu AA jest uznanie w³asnej bezsilno¶ci wobec
alkoholu oraz towarzysz±ce temu przekonanie, i¿ dziêki osobistej wiêzi z
Bogiem mo¿na na sta³e powróciæ do trze¼wego ¿ycia. Sami alkoholicy
wyra¿aj± istotê programu AA w sposób bardzo lapidarny: "ja sam nie mogê,
z Tob± mogê." Mówi±c o wiêzi z Bogiem, Program Dwunastu Kroków AA
precyzuje, i¿ chodzi tu o Boga "jakkolwiek Go pojmujemy." Znaczenie
tego rodzaju dopowiedzenia wyja¶nia w sposób jednoznaczny i konkretny
osobi¶cie wspó³twórca programu AA - Bill W. (por. Anonimowi Alkoholicy,
Warszawa 1996, s. 7-13). W listopadzie 1934 roku odwiedzi³ go po raz
pierwszy po wielu latach kolega z ³awy szkolnej, który - podobnie jak on
- by³ alkoholikiem w zaawansowanej fazie choroby. Tym jednak razem ów
mê¿czyzna by³ ca³kowicie trze¼wy i wygl±da³ na zupe³nie przemienionego.
Kipia³ rado¶ci± i wewnêtrznym pokojem. Bil W. wyznaje, i¿ by³
zaszokowany tak± zmian±. Sam znajdowa³ siê wtedy na dnie. Wielokrotnie
bezskutecznie próbowa³ przesta³ piæ. Na nic jednak zdawa³ siê jego
osobisty wysi³ek oraz kolejne pobyty w szpitalu na oddziale odwykowym.
Tak¿e na tamten listopadowy wieczór przygotowa³ sobie spor± ilo¶æ
alkoholu i ryzykowa³ popadniêcie w kolejny ci±g picia. Pos³uchajmy, jak
owo niespodziewana spotkanie z koleg± szkolnym wspomina Bill W.:
„Stan±³ w otwartych drzwiach ¶wie¿y i promienny. Co¶ niezwyk³ego
by³o w jego oczach... Zmieni³ siê nie do poznania. Co siê sta³o?
Podsun±³em mu kieliszek. Odmówi³. Rozczarowany, ale zaciekawiony
zastanawia³em siê, co w niego wst±pi³o. Nie by³ sob±. ‘O co chodzi?’ –
zapyta³em otwarcie. Spojrza³ na mnie z prostot± i z u¶miechem
powiedzia³: ‘Znalaz³em wiarê’ (‘I’ve got religion’). Os³upia³em. A wiêc
to tak – zesz³ego lata jeszcze alkoholik – wariat, a teraz, jak
podejrzewa³em, znów zwariowany na punkcie religii. (...). ‘Niech mu tam,
niech sobie deklamuje’. Poza tym mój gin przetrwa d³u¿ej ni¿ jego
kazanie. Ale on nie prawi³ kazañ. Rzeczowo opowiedzia³ mi o tym, jak
dwóm ludziom w s±dzie uda³o siê przekonaæ sêdziego, aby zawiesi³ jego
wyrok. Mówili oni o jakiej¶ prostej religijnej idei i praktycznym
programie dzia³ania. By³o to przed dwoma miesi±cami. Skutek by³
oczywisty. Przyszed³, aby podzieliæ siê ze mn± do¶wiadczeniem, gdyby mi
na tym zale¿a³o. By³em zaskoczony, zaszokowany, ale i zainteresowany.
By³a to moja ostatnia deska ratunku.(...). Zawsze wierzy³em w Si³ê
Wy¿sz± ode mnie i czêsto rozmy¶la³em nad tymi sprawami. Nie by³em
ateist±. W gruncie rzeczy niewielu ludzi jest ateistami, poniewa¿
oznacza to ¶lep± wiarê w dziwn± tezê, ¿e wszech¶wiat powsta³ z niczego i
bez celu pod±¿a do nik±d. (...). Dot±d tylko doszed³em w swych
rozmy¶laniach nad porz±dkiem ¶wiata. W³a¶nie w tym miejscu rozsta³em siê
z pastorami i systemami religijnymi znanymi ludziom. Gdy mówili mi o
uosobionym Bogu, który jest mi³o¶ci±, nadludzk± si³±, wskazaniem
kierunku ¿ycia, irytowa³em siê i odrzuca³em tê teoriê. Przyznawa³em
natomiast, ¿e Chrystus by³ wielkim cz³owiekiem, niezbyt dok³adnie
na¶ladowanym przez tych, którzy Go wyznaj±. Jego naukê moraln± uwa¿a³em
za najdoskonalsz±. Sam przyj±³em tê cze¶æ, która wydawa³ mi siê dogodna i
niezbyt trudna, odrzucaj±c resztê. (...).
Lecz oto siedz±cy przede mn± przyjaciel deklarowa³ wprost, ¿e
Bóg zrobi³ dla niego to, czego on sam uczyniæ nie móg³. Jego ludzka si³a
zawiod³a. Lekarze orzekli, ¿e jest nieuleczalny. Spo³eczeñstwo chcia³o
go odizolowaæ. Tak jak ja, uzna³ swoj± ca³kowit± pora¿kê. Wtedy zosta³
wyrwany ¶mierci. Niespodziewanie podniesiony z rynsztoka, wzniós³ siê na
taki poziom ¿ycia, jakiego nigdy nie zna³. Czy ta si³a mia³a ¼ród³o w
nim samym? Oczywi¶cie nie. Nie by³o w nim wiêcej si³y ni¿ w tej chwili
we mnie. A jej poziom równa³ siê teraz zeru. To mnie przekona³o.
Wygl±da³o na to, jakby ludzie wierz±cy mieli jednak racjê. Co¶ kierowa³o
ludzkim sercem, owo co¶ dokona³o rzeczy niemo¿liwych. Moje pogl±dy na
cuda zmieni³y siê radykalnie. W tej chwili naprzeciw mnie siedzia³ ¿ywy
cud. Oznajmia³ nies³ychane rzeczy. Zauwa¿y³em, ¿e u mojego przyjaciela
zasz³o co¶ wiêcej ni¿ tylko wewnêtrzne uzdrowienie. Znalaz³ bezpieczny
punkt oparcia i zapu¶ci³ korzenie w nowe g³êbie.
Mimo tego, ¿e
mia³em namacalny dowód w postaci mego przyjaciela, tkwi³y wci±¿ we mnie
dawne uprzedzenia. Samo s³owo „Bóg” nadal wywo³ywa³o pewn± niechêæ. A
idea uosobionego Boga by³a jeszcze bardziej nie do przyjêcia. Nie mog³em
tego zaakceptowaæ. By³em w stanie zgodziæ siê na takie koncepcje, jak:
Twórcza Inteligencja, Uniwersalny Rozum czy Duch Natury, ale odrzuca³em
my¶l o „Carze Wszechniebios”, jakkolwiek mi³uj±ca by³aby Jego w³adza.
Przyjaciel mój wyst±pi³ z i¶cie rewolucyjnym dla mnie wówczas pomys³em.
Powiedzia³: „Dlaczego nie przyjmiesz swojej w³asnej koncepcji Boga?”.
Uderzy³o mnie to. Stopnia³y nagle lodowate góry intelektu, w których
cieniu ¿y³em i marzy³em od tylu lat. Znalaz³em siê nagle w blasku
s³oñca. By³a to przecie¿ wy³±cznie kwestia mojej chêci, by uwierzyæ w
moc ponad moje si³y. Niczego wiêcej nie by³o mi potrzeba na tym etapie,
by zrobiæ POCZ¡TEK. Zda³em sobie sprawê, ¿e przemiana na lepsze mo¿e
zacz±æ siê w tej¿e chwili. Na opoce najszczerszej chêci móg³bym zacz±æ
budowê takiego stanu ducha, jaki spostrzeg³em w moim przyjacielu. Czy
bêdê w stanie tego dokonaæ? Oczywi¶cie, ¿e tak!
W taki to sposób
doszed³em do przekonania, ¿e Bóg przejmuje siê naszymi ludzkimi
sprawami, o ile tylko my, ludzie, dostatecznie tego pragniemy. Nareszcie
przejrza³em, poczu³em, uwierzy³em. £uski pychy i uprzedzeñ opad³y z
moich oczu. Ujrza³em nowy ¶wiat. (...). W szpitalu nast±pi³ mój
ostateczny rozwód z alkoholem. Leczenie by³o chyba na czasie, bo
prze¶ladowa³y mnie deliria. Podczas mojego pobytu w szpitalu odda³em siê
pokornie Bogu, tak jak Go wówczas pojmowa³em, by czyni³ ze mn±, co
zechce. Podda³em siê Jego opiece i Jego wskazówkom bez zastrze¿eñ. Po
raz pierwszy przyzna³em, ¿e sam z siebie jestem niczym, ¿e bez Niego
jestem stracony. Bezlito¶nie stawi³em czo³o swoim wystêpkom i
zapragn±³em, by mój nowo odnaleziony Przyjaciel wykarczowa³ je i spali³
co do joty. Od tego czasu nie wzi±³em do ust alkoholu. (...). Do
wiêkszo¶ci ludzi Bóg przychodzi stopniowo. Jego wp³yw na mnie by³ nag³y i
g³êboki. W tym momencie by³em tak zaniepokojony, ¿e wezwa³em mego
przyjaciela lekarza, by upewniæ siê, ¿e nadal jestem normalny. W koñcu
potrz±saj±c g³ow±, powiedzia³: „Sta³o siê z tob± co¶, czego nie
rozumiem. Ale lepiej siê tego trzymaj. Cokolwiek to jest, jest lepsze
ni¿ twoje ¿ycie przedtem”. Teraz ów dobry lekarz spotyka wielu ludzi z
podobnymi prze¿yciami i wie, ¿e s± one realne.
Kiedy le¿a³em w
szpitalu, przysz³o mi do g³owy, ¿e tysi±ce bezimiennych alkoholików
przyjê³oby z wdziêczno¶ci± to, co i mnie zosta³o ofiarowane. Byæ mo¿e
móg³bym pomóc niektórym z nich. Oni z kolei mogliby pomóc innym. (...).
Wkrótce zaczêli¶my zwieraæ wiele przyja¼ni i szybko zawi±za³a siê nowa
wspólnota. Wspaniale by³o czuæ siê jej czê¶ci±. By³a w nas rado¶æ ¿ycia,
nawet w k³opotach i trudno¶ciach. By³em ¶wiadkiem, jak setki rodzin
stawia³y pierwsze kroki na tej nowej drodze, która naprawdê dok±d¶
prowadzi.”
W ¶wietle powy¿szych do¶wiadczeñ i wyja¶nieñ samego
Billa W. zapis o Bogu, "jakkolwiek Go pojmujemy" – zawarty w Programie
Dwunastu Kroków - oznacza respektowanie faktu, i¿ w pocz±tkowej fazie
trze¼wienia alkoholik, na skutek ca³ej historii ¿ycia i choroby
alkoholowej, prze¿ywa powa¿ne trudno¶ci w nawi±zaniu osobistego
kontaktu z Bogiem. Posiada te¿ zwykle zupe³nie niedojrza³e wyobra¿enia
na temat Boga. Program AA zak³ada, ¿e warunkiem postêpu w trze¼wieniu
nie jest prze¿ywanie ju¿ w punkcie wyj¶cia pog³êbionej religijno¶ci.
Zak³ada natomiast, ¿e konieczne jest szczere pragnienie obecno¶ci Boga w
naszym ¿yciu i to niezale¿nie od sposobu, w jaki my¶limy o Bogu w
pocz±tkowej fazie trze¼wienia. Wyra¿enie „Bóg jakkolwiek Go pojmujemy”
nie oznacza zatem, ¿e w AA mo¿na Boga pojmowaæ w taki sposób, i¿
przestaje On byæ Bogiem. Chodzi tu zawsze o prawdziwego Boga. W
przeciwnym wypadku program Dwunastu Kroków prowadzi³by do zastêpowania
jednego uzale¿nienia – drugim. Je¶li Bóg nie by³by rozumiany w Programie
AA jako prawdziwy Bóg, to realizacja Jedenastego Kroku prowadzi³aby do
tego, ¿e w miejsce zale¿no¶ci od alkoholu pojawia³aby siê zale¿no¶æ od
czego¶ lub kogo¶, kogo wolê chcieliby¶my poznawaæ i pe³niæ w taki
sposób, jak pe³ni siê wolê Boga.
W oficjalnym komentarzu do
Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji, wydanym w jêzyku polskim przez
Alcoholics Anonymous World Service (New York 1986) czytamy: „Dopiero
wtedy, kiedy próbujemy pogodziæ nasz± wolê z wol± Boga, zaczynamy u¿ywaæ
jej w³a¶ciwie. By³o to dla nas wszystkich prawdziwie cudownym
objawieniem. Ca³y nasz problem polega³ na niew³a¶ciwym korzystaniu z
si³y woli. Uderzyli¶my ni± jak g³ow± w mur naszych problemów, zamiast
staraæ siê pogodziæ nasz± wolê z Bo¿ymi zamiarami wobec nas. Stopniowe
d±¿enie do tego jest celem Dwunastu Kroków AA, a Trzeci Krok wprowadza
nas na tê drogê” (komentarz do Trzeciego Kroku, s. 29).
Z kolei
Krok Jedenasty jest komentowany w nastêpuj±cy sposób: „Modlitwa i
medytacja s± dla nas najwa¿niejszymi ¶rodkami wiêzi z Bogiem. (...). Dla
czê¶ci nowicjuszy, a tak¿e dla tych agnostyków, którzy wci±¿ jeszcze
traktuj± grupê AA jako swoj± si³ê wy¿sz±, nawet najbardziej logiczne i
poparte do¶wiadczeniem argumenty na rzecz skuteczno¶ci modlitwy mog± byæ
nieprzekonuj±ce lub nie do przyjêcia. Ci spo¶ród nas, którzy niegdy¶
odczuwali podobnie, doskonale to rozumiej±. Dobrze pamiêtamy w³asny bunt
przeciwko padaniu na klêczki przed jakimkolwiek Bogiem. Wielu z nas
mia³o niezbite argumenty logiczne na „dowód” nieistnienia Boga. (...)
Bez w±tpienia Wszech¶wiat mia³ jak±¶ „praprzyczynê”, byæ mo¿e Boga
Atomu, na przemian gor±cego i zimnego. Ale nigdy przecie¿ nie by³o
dowodów na istnienie Boga, który rozumia³by ludzi i troszczy³ siê o
nich. Owszem, byli¶my pe³ni uznania wobec AA i bez wahania
przyznawali¶my, ¿e AA dokonuje cudów.
Wszyscy potrzebujemy
¶wiat³a Bo¿ego, pokarmu z Jego si³y i czystej atmosfery Jego ³aski. W
zadziwiaj±cej mierze to, co siê dzieje w AA, potwierdza tê odwieczn±
prawdê. (....). Modlitwa jest wzniesieniem serca i umys³u ku Bogu.
(...). Niemal ka¿dy do¶wiadczony cz³onek AA mo¿e po¶wiadczyæ, ¿e gdy
próbowa³ udoskonaliæ ¶wiadom± wiê¼ z Bogiem, wszystkie jego sprawy
nieoczekiwanie przyjê³y znacz±cy obrót na lepsze. (...). Od momentu,
kiedy uda nam siê uchwyciæ choæby jeden promyk Bo¿ej woli, od momentu,
kiedy zaczynamy dostrzegaæ prawdê, sprawiedliwo¶æ i mi³o¶æ jako realne i
odwieczne warto¶ci w ¿yciu – przestajemy popadaæ w g³êbokie
przygnêbienie w obliczu przejawów z³a, od którego ¿adne ludzkie sprawy
nie s± wolne. Wiemy, ¿e czuwa nad nami mi³osierdzie Boga. Wiemy, ¿e
zwracaj±c siê pod Jego opiekê, mo¿emy oczekiwaæ wybawienia od z³ego,
teraz i w ¿yciu wiecznym” (s. 76-83).
AA: odzyskanie wiêzi z lud¼mi, z Bogiem i z samym sob±
Odzyskanie wolno¶ci oraz uczenie siê dojrza³ej filozofii ¿ycia w
oparciu o odpowiedzialn± hierarchiê warto¶ci umo¿liwia zbudowanie
dojrza³ych wiêzi miêdzyludzkich. ¯yj±c w samotno¶ci, cz³owiek mo¿e nawet
przez d³u¿szy czas oszukiwaæ samego siebie co do stopnia swojej
dojrza³o¶ci i wolno¶ci, a tak¿e co do warto¶ci, którymi siê kieruje.
Miarodajna weryfikacja w tym wzglêdzie jest mo¿liwa jedynie poprzez
kontakt z drugim cz³owiekiem. Tymczasem tak¿e w dziedzinie wiêzi
miêdzyludzkich sytuacja trze¼wiej±cego alkoholika jest wyj±tkowo
trudna. Zwykle przez wiele lat trwa³ on w toksycznych wiêziach, czyli w
wiêziach zaburzonych, czasem wrêcz patologicznych. W czynnej fazie
choroby g³ównym „przyjacielem” by³ dla niego alkohol, a ¶rodowisko, w
którym uzale¿niony czu³ siê najpewniej, by³o zawê¿one do ludzi podobnie
uzale¿nionych, jak on. W takim ¶rodowisku prze¿ywane wiêzi okazywa³y siê
chore i niszcz±ce wszystkich. Kontakt z lud¼mi z innych ¶rodowisk by³
natomiast do¶wiadczany przez alkoholika w kategoriach nieufno¶ci,
wrogo¶ci, agresywno¶ci czy poczucia zagro¿enia.
W tej sytuacji
trwa³y powrót do trze¼wo¶ci wymaga odzyskania - a w niektórych
przypadkach zbudowania po raz pierwszy - dojrza³ych wiêzi
miêdzyludzkich. W przeciwnym przypadku nie bêdzie mo¿liwa radykalna
zmiana sytuacji ¿yciowej, bêd±ca koniecznym warunkiem przezwyciê¿ania
choroby alkoholowej. Wiêzi interpersonalne oznaczaj± spotkanie z drugim
cz³owiekiem i z Bogiem, a tak¿e sposób odnoszenia siê danego cz³owieka
do samego siebie. Budowanie dojrza³ych wiêzi dokonuje siê zwykle
jednocze¶nie, chocia¿ z ró¿n± intensywno¶ci±, we wszystkich tych
wymiarach. Jest to zwi±zane z faktem, ¿e ka¿dy cz³owiek prze¿ywa postawê
wobec siebie i wobec innych ludzi wed³ug podobnych zasad i kryteriów.
Nie mo¿na, na przyk³ad, odnosiæ siê do samego siebie z przyja¼ni± i
szacunkiem, a jednocze¶nie w sposób wrogi i agresywny postêpowaæ wobec
innych. Nie jest te¿ mo¿liwa pozytywna postawa wobec innych ludzi,
je¶li kto¶ odnosi siê do samego siebie z wrogo¶ci± czy agresj±.
Subiektywne przekonanie o mo¿liwo¶ci innego odnoszenia siê do siebie ni¿
do innych ludzi, jest iluzj± zwi±zan± z dzia³aniem psychicznych
mechanizmów obronnych.
W sytuacji cz³owieka uzale¿nionego,
który powraca do ¿ycia trze¼wego, nie jest zwykle mo¿liwe
rozpoczynanie przemiany ¿ycia od odzyskania pozytywnych wiêzi z samym
sob±. Wi±¿e siê to z faktem, ¿e pocz±tkom trze¼wienia towarzyszy silne
poczucie winy, samopotêpienia, niepokoju, bezradno¶ci, rozgoryczenia i
pretensji do samego siebie. Czêsto alkoholik nie wierzy ju¿, ¿e kto¶
mo¿e go jeszcze kochaæ i szanowaæ i ¿e on sam ma jeszcze prawo, by byæ
dla siebie przyjacielem. Prze¿ywanie pozytywnych wiêzi z Bogiem
napotyka na podobne bariery. Je¶li uzale¿niony jest cz³owiekiem
wierz±cym, to w czynnym stadium choroby alkoholowej prze¿ywa on kontakt z
Bogiem w kategoriach lêku, zawstydzenia, niepokoju, buntu, czy
ucieczki. Czêsto ma on ¿al i pretensje do Boga o to, ¿e Bóg nie ratowa³
go w cudowny sposób w trudnych sytuacjach. Ponadto w czynnej fazie
choroby alkoholik nie jest w stanie zrozumieæ tego, ¿e Bóg kocha ludzi w
sposób wierny i nieodwo³alny, ale bez naiwno¶ci, w sposób m±dry, czyli
dostosowany do sposobów postêpowania danego cz³owieka. Alkoholik nie
rozumie, ¿e Bóg jest m±drym przyjacielem, a nie naiwnym koleg±.
Odzyskanie dojrza³ych wiêzi zaczyna siê w tej sytuacji zwykle od nowego
rodzaju kontaktu z drugim cz³owiekiem. Dla wielu uzale¿nionych punktem
prze³omowym okazuje siê spotkanie z jak±¶ osob±, która zamiast
potêpiaæ czy atakowaæ chorego, zwróci³a siê do niego z ¿yczliw± ofert±
pomocy lub która stanowczo a jednocze¶nie przyja¼nie wyegzekwowa³a
konsekwencje nadu¿ywania alkoholu. Przyk³adem mo¿e byæ pracodawca, który
postawi³ jasn± alternatywê: albo tracisz pracê, albo bierzesz urlop i
udajesz siê na terapiê uzale¿nieñ. Ze zrozumia³ych wzglêdów jest bardzo
trudno o zachowanie przyjaznej, a jednocze¶nie stanowczej postawy wobec
uzale¿nionego. Wymaga to posiadania odpowiedniej wiedzy o
uzale¿nieniach, a tak¿e cierpliwo¶ci, równowagi emocjonalnej, i trafnego
wczuwania siê w my¶li oraz prze¿ycia chorego.
Je¶li alkoholik
do¶wiadcza tego typu nowych, dojrza³ych kontaktów, to przezwyciê¿a
stopniowo swój dotychczasowy sposób traktowania ludzi i odnoszenia siê
do nich. Do tej pory bywa³ zwykle agresywny i nieufny, oskar¿a³ i mia³ o
wszystko pretensje. W postawie innych ludzi upatrywa³ ¼ród³o w³asnych
nieszczê¶æ, cierpieñ i pora¿ek. Obecnie odkrywa stopniowo zaskakuj±c±
rado¶æ przyja¼ni, otwarto¶ci, zaufania, wzajemnej ¿yczliwo¶ci i
wsparcia. Cz³owiek odzyskuj±cy trze¼wo¶æ do¶wiadcza wprawdzie, ¿e
dojrza³e wiêzi z innymi lud¼mi stawiaj± te¿ wymagania i zmuszaj± do
wysi³ku, ale to w³a¶nie wierno¶æ i odpowiedzialno¶æ przynosi rado¶æ i
satysfakcjê, która nie jest osi±galna na innej drodze.
Nowe,
pozytywne do¶wiadczenia w kontaktach z lud¼mi u³atwiaj± trze¼wiej±cemu
alkoholikowi nowy sposób kontaktowania siê z Bogiem. Program Anonimowych
Alkoholików, który umo¿liwi³ powrót do trze¼wo¶ci wielu milionom ludzi
na ca³ym ¶wiecie, obejmuje Krok Trzeci: "Postanowili¶my powierzyæ nasz±
wolê i nasze ¿ycie opiece Boga.” Trze¼wiej±cy alkoholik - zwykle dziêki
mediacji ludzi - odkrywa ze zdumieniem, ¿e jest nadal cenny w oczach
Bo¿ych i ¿e mo¿e siê z Nim zaprzyja¼niæ. W konsekwencji stopniowo
odzyskuje wiarê, nadziejê i mi³o¶æ. Tego typu do¶wiadczenie sprawia, ¿e
uzale¿niony ma teraz odwagê potrzebn± do tego, by przyj±æ prawdê o sobie
(zb³±dzi³em, zgrzeszy³em i nie poradzê sobie bez Boga) oraz zdolny jest
do zaufania (ufam, ¿e z Bogiem mogê ¿yæ w trze¼wo¶ci i ¿e On pomo¿e mi
¿yæ w nowy sposób. W dalszej fazie trze¼wienia alkoholik d±¿y "poprzez
modlitwê i medytacjê do coraz doskonalszej wiêzi z Bogiem (jakkolwiek Go
pojmujemy), prosz±c jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o si³ê
do jej spe³nienia" (Krok XI programu AA).
Warto wyja¶niæ, i¿
dopowiedzenie, ¿e chodzi o Boga „jakkolwiek Go pojmujemy”, ma na celu
deklaracjê, i¿ program AA nie jest zwi±zany z jak±¶ jedn± tylko form±
religii czy wyznania. Dopowiedzenie to wynika tak¿e z faktu, ¿e cz³owiek
uzale¿niony w pierwszej fazie trze¼wienia rozumie Boga zwykle w sposób
powierzchowny, b³êdny, a nawet karykaturalny. Potrzebuje zatem czasu, by
rozumieæ Go w sposób coraz bardziej dojrza³y i prawdziwy. Wyra¿enie
„Bóg, jakkolwiek Go pojmujemy” nie oznacza natomiast, ¿e mo¿e tu chodziæ
o kogo¶, kto nie jest prawdziwym Bogiem. Wtedy bowiem program Dwunastu
Kroków AA prowadzi³by do uwalniania siê z uzale¿nienia od alkoholu za
cenê uzale¿niania siê od jakiej¶ rzeczy, osoby lub grupy ludzi (por.
Krok XI). Trze¼wiej±cy alkoholik powraca do Boga, od którego oddali³ siê
w czynnej fazie choroby. W zaawansowanej fazie zdrowienia nie jest to
zwykle powrót do stanu sprzed choroby, ale prze¿ywanie wiêzi z Bogiem w
sposób o wiele bardziej osobisty i dojrzalszy ni¿ przed popadniêciem w
uzale¿nienie.
Odzyskanie pozytywnych wiêzi z lud¼mi i z Bogiem
umo¿liwia alkoholikowi prze¿ywanie nowego rodzaju wiêzi z samym sob±.
Trze¼wiej±cy zaczyna byæ zdolny do pojednania siê z samym sob±. W jego
sytuacji bywa to nieraz trudniejsze zadanie ni¿ pojednanie siê z drugim
cz³owiekiem czy z Bogiem. Kto¶, kto wcze¶niej sob± gardzi³, nienawidzi³
siebie i nie widzia³ dla siebie nadziei na przysz³o¶æ, teraz uczy siê
przyjmowaæ i prze¿ywaæ samego siebie z przyja¼ni±, szacunkiem i trosk± o
w³asny rozwój. Zaczyna godziæ siê z prawd± o sobie po to, by siebie
przemieniaæ, a nie po to, by siebie potêpiaæ czy uznawaæ za wiê¼nia
przesz³o¶ci. Stawia sobie teraz twarde wymagania, ale jednocze¶nie staje
siê cierpliwym realist±. Odzyskuje zaufanie do siebie w miarê osi±gania
sukcesów w ¿yciu i staje siê dla siebie samego cennym i wa¿nym
przyjacielem. Nie ma ju¿ potrzeby oszukiwania samego siebie z lêku
przed bolesn± prawd±, lecz odzyskuje wolno¶æ i odwagê potrzebn± do tego,
by realistycznie widzieæ w³asne mo¿liwo¶ci i ograniczenia. Troszczy siê
o zdobycie potrzebnych w jego sytuacji kompetencji, a tak¿e o to, by
spotykaæ siê ze szlachetnymi lud¼mi i ich na¶ladowaæ. Staje siê zatem
dojrza³ym przyjacielem dla samego siebie wed³ug tych samych zasad,
jakie odnosz± siê do przyja¼ni z innymi lud¼mi.
|